Powered by RND
PodcastyEdukacjaRadio Naukowe
Słuchaj Radio Naukowe w aplikacji
Słuchaj Radio Naukowe w aplikacji
(4 676)(250 137)
Zapisz stacje
Budzik
Sleep timer

Radio Naukowe

Podcast Radio Naukowe
Radio Naukowe - Karolina Głowacka
Wirtuale 2025, Podcast Roku 2024 i 2023, Medal Polskiego Towarzystwa Fizycznego 2024, Popularyzator Nauki 2023, Pop Science 2023 || RN to mądre rozmowy o naszym...

Dostępne odcinki

5 z 301
  • #244 Genetyka pamięci – bezimienne ofiary totalitaryzmów odzyskują tożsamość | prof. Andrzej Ossowski
    Genetyka rozwija się w imponującym tempie. Obecnie możliwości to izolowanie DNA z materiału kostnego, a nawet z… kamienia nazębnego; a także analiza genów pod kątem cech fenotypowych: umiemy wyczytać na przykład, że dana osoba prawdopodobnie miała jasną skórę z piegami i zielone oczy, a także czy miała tendencje do łysienia. Dane z badań DNA wykorzystuje się w kryminalistyce, medycynie i wielu innych dziedzinach, ale jest też haczyk: zaawansowane badania wymagają dużych, stabilnych laboratoriów. – Czasy romantycznej genetyki, gdzie mieliśmy dwa pomieszczenia, izolację, PCR, już się po prostu skończyły i nie ma odwrotu – mówi mój dzisiejszy gość, prof. Andrzej Ossowski, kierownik Katedry Medycyny Sądowej Zakładu Genetyki Sądowej na Pomorskim Uniwersytecie Medycznym w Szczecinie. – To jest pędząca lokomotywa.Zespół prof. Ossowskiego opracował przełomową technikę pozyskiwania DNA z materiału kostnego, choć w kościach zachowuje się on wręcz fatalnie. – To jest materiał, który jest zupełnie zniszczony. W próbkach kości mówimy o pikogramach DNA, a w materiale z krwi mamy setki albo nawet tysiące razy więcej materiału – opowiada profesor. Nowe technologie pozwalają odtworzyć cały genom z zachowanego fragmentu szkieletu. Na tej podstawie prof. Ossowski z zespołem założył Polską Bazę Genetyczną Ofiar Totalitaryzmów. Członkowie zespołu izolują DNA ze szczątków osób znalezionych w bezimiennych, często masowych grobach ofiar II wojny światowej lub powojennego terroru komunistycznego. Pozyskane DNA jest porównywane z bazą pobraną od ochotników z rodzin zaginionych ofiar. – Bez krewnych nie uda nam się nikogo zidentyfikować – wskazuje profesor. W tym roku jego zespół zaczyna badania z grobu w ukraińskich Późnikach. W odcinku usłyszycie też, czym będą Regionalne Centra Medycyny Cyfrowej, co potrafi genetyk, który ma dostęp do czyjejś czaszki, dlaczego powinniśmy zainteresować się tworzeniem bezpiecznych biobanków i jakie są wady systemu grantowego na uczelniach. Tak energicznie działającej jednostki naukowej już dawno nie widziałam!Odcinek powstał w Szczecinie, w ramach XIV. podróży Radia Naukowego. Podróże są możliwe dzięki wspierającej nas społeczności Patronek i Patronów. Tutaj możecie do nich dołączyć: https://patronite.pl/radionaukowe
    --------  
    56:36
  • #243 Plastik, a może bioplastik? – czy da się zastąpić tworzywa z ropy? | prof. Sandra Paszkiewicz
    Pierwszym tworzywem sztucznym był celuloid. Wynaleźli go bracia Hyatt, a kierował nimi lęk, że na świecie zabraknie… kości słoniowej, a więc klawiszy do fortepianów, kul bilardowych i innych przedmiotów codziennego użytku. Kiedy powstały inne sztuczne polimery, ludzkość zachłysnęła  się plastikiem. Lekki, wytrzymały materiał, któremu można nadać dowolny kształt – to był przełom w wielu dziedzinach. – Plastik dla materiałoznawcy jest tak naprawdę cudownym materiałem – opowiada dr hab. inż. Sandra Paszkiewicz, prof. Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technicznego.***Linki do serialu "Próg bólu" na Spotify - https://open.spotify.com/show/3rje2tJUupXjc7epjAchHCna Apple Podcasts - https://podcasts.apple.com/us/podcast/próg-bólu/id1806094116na TOK FM - https://audycje.tokfm.pl/premium/promo/progbolurn***Rozmawiamy dziś o „klasycznym” plastiku z ropy i możliwościach jego zastąpienia. No właśnie, bo pewnych spraw w tym zachwycie nie przewidziano: że plastik naprawdę będzie BARDZO wytrzymały, czyli będzie się niezwykle długo rozkładał. Trudno było też wyobrazić sobie, jak bardzo masowe stanie się to rozwiązanie. – To, co nam najbardziej przeszkadza, to ilość opakowań, która jest wyrzucana i każdego dnia trafia na wysypisko śmieci – tłumaczy prof. Paszkiewicz. Czyli największym problemem jest plastik jednorazowy i to, że wiązania między cząsteczkami węgla są w plastiku tak silne, że nie rozłożą ich żadne bakterie. Część potrafimy zrecyklować (ale robi się przez to droższy, a więc mniej popularny wśród konsumentów), część podlega tzw. recyklingowi energetycznemu (czyli jest spalana, by odzyskać energię – w profesjonalnych spalarniach z filtrami itd., nie w domowych piecach!). Stąd próby stworzenia alternatywy. Najbardziej popularną jest PLA, czyli polilaktyd, biodegradowalny polimer tworzony np. z kukurydzy. Naukowcy eksperymentują z różnymi półproduktami: liśćmi palmowymi, awokado, trzciną cukrową, a nawet syropem klonowym. Kluczowe, by półprodukt był pełen cukru. – Wszędzie, gdzie jest cukier, można by przerobić [na biopolimer], tylko trzeba by zobaczyć, na ile ta produkcja jest wydajna – opowiada materiałoznawczyni. Bo na razie potrzebnych jest 10 ton ziarna kukurydzy, żeby wyprodukować tonę polilaktydu. Do tego trzeba doliczyć koszty wody, środków ochrony roślin, transportu itd. – Ropa naftowa może być na razie niestety bardziej ekologiczna od kukurydzy – wskazuje prof. Paszkiewicz. Ale nie można składać broni: – Chcemy uzyskać taki materiał, który byłby i barierowy, i się rozkładał. I nad tym pracuje m. in. prof. Paszkiewicz razem ze swoim zespołem.Naukowczyni wskazuje też, że trzeba lepiej dobierać opakowania do produktów. – Jeżeli dany materiał dość szybko się rozkłada, to dajmy go do produktów spożywczych, które mają krótki termin przydatności. A nie polistyren, który rozkłada się przez 600 lat, wykorzystujemy do zapakowania serka wiejskiego, którego termin ważności mija po kilku tygodniach.Odcinek powstał w Szczecinie, w ramach XIV. podróży Radia Naukowego. Podróże są możliwe dzięki wspierającej nas społeczności Patronek i Patronów. Tutaj możecie do nich dołączyć: https://patronite.pl/radionaukowe#współpraca
    --------  
    1:04:38
  • #242 Polacy na Antarktydzie | założyciel stacji Arctowskiego – prof. Stanisław Rakusa-Suszczewski
    – Jak to jest mieć przylądek i zatokę swojego nazwiska? – pytam prof. Stanisława Rakusę-Suszczewskiego. Rozmowę nagrywamy w jego mieszkaniu na Starym Mokotowie w Warszawie, przy drewnianym lakierowanym stole. Na ścianach liczne obrazy i mapy, parkiet lekko skrzypi.Istotnie, na Wyspie Króla Jerzego jest przylądek Rakusy, a tuż obok Zatoka Suszczewskiego. – To popełnił prof. Krzysztof Birkenmajer, który robił pierwszą mapę dla tamtego regionu i ponazywał szereg punktów nazwiskami uczestników wyprawy – odpowiada biolog i polarnik, który przez pół wieku jeździł w tereny polarne, głównie do Antarktyki.To prof. Stanisław Rakusa-Suszczewski był inicjatorem, a w 1977 roku również założycielem Polskiej Stacji Antarktycznej im. Henryka Arctowskiego. Paradoksalnie do założenia stacji przyczyniła się sytuacja geopolityczna. W latach 70. państwa zachodnie nałożyły m.in. na Polskę restrykcje połowowe, spora flota rybacka stała bezczynnie. Prof. Rakusa-Suszczewski wpadł na pomysł, by połączyć przyjemne (w tym przypadku: badania naukowe) z pożytecznym. Polscy rybacy wyruszyli na południe, by łowić morskie ryby, a na pokład wzięli naukowców badających biomasę kryla.Projekt okazał się takim sukcesem, że przychylono się też do pomysłu wybudowania polskiej stacji. Do jej budowy zaangażowano wojsko (specjalistów oraz trzy tysiące ton sprzętu). Miejsce na wyspie wybrał właśnie mój gość.Z półproduktów zestawiono stację w kształcie litery T, z pokoikami dla załogi, laboratorium, a nawet pokojem chirurgicznym. Zimujący z naukowcami i technikami lekarze pomagali nie tylko załodze, ale też kontuzjowanym w pracy rybakom – czasem do stacji było bliżej niż do lekarza na stałym lądzie. Zdarzyła się nawet operacja ratująca życie, kiedy jednemu z rybaków rozlał się wyrostek. – Operował nasz chirurg, a ichtiolog i mikrobiolog jako pomocnicy – opowiada.Stacja im. Henryka Arctowskiego nadała swój pierwszy komunikat 26.02.1977 roku. Od tego czasu regularnie zimują w niej badacze. Teraz dzięki technologiom takie zimowisko łatwiej znieść, ale początki były trudne. – Ludzie byli odłączeni od świata na 7-8 miesięcy – opowiada profesor. Znosili brak kontaktu z bliskimi, ciężkie warunki atmosferyczne (huraganowe wichry o prędkości 200 km/h), ciągłą ciemność. – Ludzie, którzy spędzają tam czas, zostają przyjaciółmi albo wrogami na całe życie – opowiada. Wie, o czym mówi: niedawno z przyjaciółmi z USA świętował na Zoomie 50. rocznicę wspólnego zimowania w stacji amerykańskiej.W odcinku posłuchacie o znaczeniu badań polarnych, o tym, jak dzięki skrupulatnym obserwacjom zdiagnozowano zmiany klimatu, a także o tym, które nacje lepiej znoszą izolację na stacji, w który dzień w roku świętują załogi wszystkich stacji polarnych i do czego są zdolni naukowcy niepokojeni we własnej jadalni przez turystów.Polecam rozmowę z całego serca. Pan profesor to człowiek ulepiony z zupełnie innej gliny i słuchanie go jest jak wspaniała wycieczka w historię polskiego polarnictwa.Naukowe CV:- Magisterium na Wydziale Biologii i Nauk o Ziemi Uniwersytetu Warszawskiego na podstawie badań realizowanych na Spitsbergenie, 1961 r.- Doktorat na Wydziale Oceanografii i Rybactwa Morskiego WSR w Olsztynie, rozprawa dotyczyła planktonu i zależności pokarmowych na Morzu Północnym, 1968 r.- Współorganizował 29 wypraw na Stację i 5 wypraw morskich do Antarktyki, kierował pięcioma wyprawami morskimi PAN/MIR na statku „Profesor Siedlecki”.- Od 1968 roku pracował naukowo i organizacyjnie w Antarktyce, na stacjach radzieckich oraz amerykańskiej McMurdo (tam dwukrotnie zimował), badania przyniosły mu w 1975 roku habilitację w Instytucie Biologii Doświadczalnej PAN im. M. Nenckiego.- Na przełomie 1976/77 r. zorganizował i pokierował wyprawą, która założyła polską stację im. Henryka Arctowskiego na Wyspie Króla Jerzego w Zachodniej Antarktyce; prace naukowe ruszyły w 1980 r.- W latach 80. doradzał Brazylii podczas budowy statku badawczego i stacji antarktycznej oraz przy budowie hiszpańskiej stacji Juan Carlos I.- Wspólnie z profesorami Romualdem Klekowskim, Leszkiem Kuźnickim i Adamem Urbankiem powołał Komitet Badań Antarktycznych PAN, przekształcony później w Komitet Badań Polarnych PAN.- Współorganizował 29 wypraw na Stację im. Arctowskiego i 5 wypraw morskich do Antarktyki.- Nagrodzony m. in. Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.Na podstawie materiałów prof. Rakusy-SuszczewskiegoKolaż na miniaturze: nasz gość na stacji Wostok, w tle stacja Arctowskiego w 1984 roku, Armando C. L. Genta, wikimedia.
    --------  
    1:15:38
  • #241 My i oni – dlaczego neandertalczycy wyginęli, a homo sapiens przetrwali? | prof. Małgorzata Kot
    Ludzie współcześni przez tysiące lat żyli równolegle z innymi hominidami, np. znanymi chyba wszystkim neandertalczykami (ale nie tylko). Nie żyliśmy w jednych grupach, ale na pewno się spotykaliśmy, a przez jakiś czas również się z nimi krzyżowaliśmy. Potem przestaliśmy (to zresztą bardzo ciekawe dlaczego, o czym niżej), ale raczej nie oznaczało to wrogości, nie mamy żadnych znalezisk świadczących o obopólnej agresji. Dzięki dostępności badań genetycznych nasza wiedza o innych hominidach gwałtownie się poszerzyła w ciągu ostatnich 20 lat. O aktualnym stanie wiedzy i niesamowitych perspektywach rozmawiam z prof. Małgorzatą Kot z Wydziału Archeologii UW, która za parę miesięcy ponownie wyrusza do Azji Centralnej, w wysokie góry zachodniego Tienszanu i Pamiro-Ałtaju, by tam szukać śladów relacji ludzi współczesnych z innymi hominidami, tym razem w projekcie finansowanym z grantu ERC Consolidator Grant.Od dawna wiemy, że człowiek współczesny wyewoluował w Afryce i stamtąd wywędrował na inne kontynenty. Genetyka mówi nam więcej: wyjść było kilka. Pierwsze trzy populacje, które dotarły do Europy, po prostu wymarły. My jesteśmy potomkami tej czwartej. Nasi przodkowie poradzili sobie w lodowatej Europie, choć byli przystosowani do warunków afrykańskich. – Brak morfologicznego dostosowania nadrobiliśmy kulturowo – opowiada badaczka. Czyli nauczyliśmy się, jak się ubrać, jak polować i jak mieszkać, by przeżyć. Dość szybko straciliśmy ciemny pigment, częściowo w wyniku ewolucji, a w dużej mierze dzięki krzyżowaniu się z neandertalczykami.Tajemnicza sprawa jest taka, że wcale nie trwało to długo. – Wiemy, że my z neandertalczykiem krzyżowaliśmy się tak naprawdę bardzo krótko, to było jakieś 4-5 tysięcy lat – mówi prof. Kot. A przecież spotykaliśmy się o wiele, wiele dłużej. Hominidy wędrowały w grupach rodzinnych po 8-10 osób. W grupach liczyło się pochodzenie „po mieczu”, mężczyźni byli ze sobą genetycznie spokrewnieni, a córki odchodziły do innych grup. Nie wiemy, jak to dokładnie przebiegało, ale pojedynczej kobiecie na pewno trudno byłoby przeżyć samotnie, więc do wymian musiało dochodzić przy okazji spotkań grup. – Myślę, że każde spotkanie z grupą ludzką było wtedy wartościowe, czy to byli neandertalczycy, czy denisowianie – tłumaczy badaczka. To była szansa na wzbogacenie puli genetycznej. Co ciekawe, nie znaleziono ani jednych szczątków neandertalczyka z genami ludzi współczesnych. Przypuszcza się, że kobiety ludzi współczesnych nie były w stanie urodzić dziecka neandertalczyka – to były dzieci większe, z dużo większą głową. Są też dowody na krzyżowanie się neandertalczyków z denisowianami, a stan wiedzy zmienia się z każdym nowym znaleziskiem.W odcinku usłyszycie też, jak się przygotować do badań w górach Uzbekistanu, dlaczego prof. Kot wierzy, że znajdzie tam ślady denisowian (byli genetycznie dostosowani do życia w wysokich górach!) i dlaczego to inne populacje wyginęły, choć my też byliśmy na granicy wymarcia. Jestem totalnie zafascynowana tym tematem (i panią profesor!)  Polecam gorąco!
    --------  
    1:14:04
  • #240 Żegluga na Bałtyku – jak wyglądało życie nowożytnych marynarzy? | prof. Radosław Gaziński
    –  To było nie tylko mycie pokładu, jak to się najczęściej pokazuje, ale ciężka praca z żaglami. Przy zmiennych wiatrach trzeba było bez przerwy je nastawiać, poluźniać, napinać… –  opowiada o prof. Radosław Gaziński z Instytutu Historycznego Uniwersytetu Szczecińskiego. W Szczecinie, niegdyś kluczowym porcie Królestwa Prus, rozmawiamy o życiu bałtyckich marynarzy w nowożytności.Marynarze wypływający Szczecina i innych pomorskich portów raczej nie pływali daleko. Najczęstsze były trasy po Bałtyku (kilka dni np. do Kopenhagi lub Sztokholmu), po Morzu Północnym (np. do Amsterdamu), najdalej zahaczano o Atlantyk na trasie do Bordeaux. Praca marynarza była sezonowa, z przerwą zimową mniej więcej od połowy listopada do początku lutego.Żeglarstwo uważano za cech, zresztą jeden z bardziej otwartych. – Jak na cechy i ograniczenia cechowe w miastach nowożytnych to była dosyć otwarta droga – opowiada historyk. Marynarzem mógł zostać nawet prosty rybak. Ważna była siła fizyczna i brak lęku wysokości. Jeśli marynarz miał dodatkowo jakieś uzdolnienia, tym lepiej. Dobrze gotujący mógł zostać na statku kucharzem i uniknąć ciężkich prac na pokładzie (ale odpowiadał za ewentualny pożar). Była też ścieżka awansu: pomocnik sternika, sternik, szyper, czyli odpowiednik kapitana. Szyper musiał już umieć czytać i pisać (po niemiecku, w głównym języku morskich miast hanzeatyckich), zdawał też egzamin przed lożą szyprów.Skoro rejsy krótkie, to nie groził marynarzom szkorbut czy wysadzenie na bezludnej wyspie. Ale Bałtyk też miał swoje niespodzianki. To płytkie morze, przez co łatwo było się rozbić o ląd nawet przy wchodzeniu do portu, a podczas sztormów szalały krótkie, niebezpieczne fale. –  Wybrzeża Bałtyku, nawet południowego, są usiane wrakami statków. Tych zatonięć było sporo – mówi historyk.Szyper był odpowiedzialny za przewożony ładunek: jeśli był źle zabezpieczony i zniszczył się, zamókł lub utonął, odpowiadał przed wynajmującym go kupcem. Trzeba było też uważać na floty kaperskie, półpiratów wynajmowanych przez… władców państw bałtyckich. Zwłaszcza w czasie konfliktu wojennego kaprowie lubili nękać floty innych państw, a zyskami dzielili się ze zleceniodawcą.Co ciekawe, w Rzeczpospolitej Bałtyk raczej nie rozpalał wyobraźni. Spośród władających Polską królów o potędze morskiej śnił tylko Zygmunt August (ale jego plany zakończyła przedwczesna śmierć) i królowie elekcyjni z dynastii Wazów – wiadomo, Szwedzi. Oni spotkali się z oporem szlachty, która w silnej flocie widziała niebezpieczne wzmocnienie władzy królewskiej. – Szlachta zupełnie nie rozumiała morza – opowiada prof. Gaziński.W odcinku posłuchacie też o złotej erze żeglarstwa pomorskiego, o tym, kto mógł zostać nazwany Jonaszem, o tym, że statek to kobieta (i bywa zazdrosna), ale też o pasztecikach (okazuje się, że radzieckich) i paprykarzu jako szczecińskich słupach tożsamościowych.Odcinek powstał podczas XIV. podróży Radia Naukowego do Szczecina.
    --------  
    1:29:56

Więcej Edukacja podcastów

O Radio Naukowe

Wirtuale 2025, Podcast Roku 2024 i 2023, Medal Polskiego Towarzystwa Fizycznego 2024, Popularyzator Nauki 2023, Pop Science 2023 || RN to mądre rozmowy o naszym świecie i nas samych. O próbach zrozumienia rzeczywistości na najgłębszym poziomie. Rozmawiam z naukowcami i naukowczyniami, którzy - fenomenalnie! - opowiadają o swoich badaniach i dziedzinach wiedzy. Dyskutujemy nie tylko o tym CO wiemy, ale też SKĄD to wiemy. Zobacz nasze Wydawnictwo RN: https://radionaukowe.pl/wydawnictwo/ 👉 Zostań Patronem: https://patronite.pl/radionaukowe 👉 Wesprzyj jednorazowo: https://suppi.pl/radionaukowe 👉 Więcej: https://radionaukowe.pl/ 👉 Sprawdź nasze WYDAWNICTWO RN https://radionaukowe.pl//wydawnictwo, audiobooki dla naszej publiczności taniej, skorzystaj z kodu: sluchamRN
Strona internetowa podcastu

Słuchaj Radio Naukowe, Przemek Górczyk Podcast i wielu innych podcastów z całego świata dzięki aplikacji radio.pl

Uzyskaj bezpłatną aplikację radio.pl

  • Stacje i podcasty do zakładek
  • Strumieniuj przez Wi-Fi lub Bluetooth
  • Obsługuje Carplay & Android Auto
  • Jeszcze więcej funkcjonalności
Media spoecznościowe
v7.14.0 | © 2007-2025 radio.de GmbH
Generated: 4/13/2025 - 1:42:24 AM